Diabetyk w Biegu Rzeźnika.
Zaczynając przygodę z bieganiem mało
kto zakłada, że właśnie rozpoczyna nowy etap w swoim życiu.
Dopiero z czasem zaczynamy zauważać, że nie chodzi tylko o to, aby
biegać dla zdrowia, kondycji. Bieganie staje się częścią naszego
życia, które pcha nas do pokonywania coraz dłuższych dystansów,
aż stajemy przed wyborem, czy zmierzyć się z półmaratonu albo
maratonu. Przy czym dystans maratonu staje się pragnieniem prawie
wszystkich biegaczy, którzy pokonali odległość 10-15 km. Tak było
i ze mną. Pokonać dystans 42 km poniżej 4 godzin, lecz zanim
zacząłem dążyć do tego celu, moim marzenie było większe wyzwanie, wziąć udział
w "Biegu Rzeźnika". Sama odległość robi wrażenie, ponieważ
niespełna 80 km to prawie dwa razy więcej niż ma maraton, a jeżeli
dodamy że jest to bieg górski to można pomyśleć że biorą w nim
udział tylko szaleńcy.
Na szczęście to tylko marzenie
człowieka, który nie przebiegł więcej niż półmaraton. I tak
żyłem sobie spokojnie odkładając „Rzeźnika” w daleką
przyszłość. Zacząłem jednak przygotowania do królewskiego
dystansu "Maraton Cracovia".
Trening miał składać się z
dystansu 40 km w tygodniu co drugi dzień w dystansach 10 km, 20 km
i 10 km. W zasadzie szło wszystko dobrze do czasu, kiedy dostałem
propozycję wzięcia udziału w „Biegu Rzeźnika”, który miał
się odbyć 10 dni po maratonie do którego się przygotowywałem. W
biegu górskim miały brać udział trzy zespoły z projektu „5000mnp cukru” z czego cztery osoby były diabetykami. Jednak
najważniejsze było to, że podczas tak trudnego biegu zostaną
przeprowadzone badania, które miały przybliżyć nam wpływ
ekstremalnego wysiłku włożonego w pokonanie tego dystansu. Badania
miały być prowadzone przez prof Tomasza Klupę i dr Andrzeja
Gawreckiego.
Mój cały plan przygotowań do
maratonu musiał ulec zmianie, dystans który miałem teraz pokonać
wydłużył się do 78 km i pokonanie przewyższenia w górę 3000 m.
Wizja tak trudnego dystansu zmusiła mnie do jeszcze większego wysiłku, który musiałem włożyć na treningach. Teraz zamiast 40 km w tygodniu chciałem robić 80 km 4 razy w tygodniu w dystansach 15 km, 20 km, 15 km i 30 km. Niestety plany moje, a życie miało swoje plany i muszę przyznać że ani razu nie udało mi się zrobić w pełni plan tygodniowy. Z reguły udawało mi się skończyć na dystansie 70km w tygodniu.
Wizja tak trudnego dystansu zmusiła mnie do jeszcze większego wysiłku, który musiałem włożyć na treningach. Teraz zamiast 40 km w tygodniu chciałem robić 80 km 4 razy w tygodniu w dystansach 15 km, 20 km, 15 km i 30 km. Niestety plany moje, a życie miało swoje plany i muszę przyznać że ani razu nie udało mi się zrobić w pełni plan tygodniowy. Z reguły udawało mi się skończyć na dystansie 70km w tygodniu.
Czas przygotowań dobiegał końca i nadszedł maj, gdzie miałem wybrać w którym biegu mam wziąć udział, w "XVCracovia Maraton", czy w trudniejszym "Biegu Rzeźnika". Wszystkie osoby z którymi rozmawiałem o moim problemie z wyborem, sugerował mi że bieg w obydwu imprezach w tak krótkim odstępie jest niemożliwy do realizacji. Wybór nie był łatwy, więc zdecydowałem się pobiec w obydwu biegach. A co tam, niech będzie ekstremalnie. Maraton był pierwszy i musiałem uważać na tempo biegu, aby nie nabawić się kontuzji. W ten sposób ukończyłem dystans 42km w czasie 3 godz. 48 min., niezły wynik jak dla mnie. Dziesięć dni później stanąłem na starcie prestiżowego „XIII Biegu Rzeźnika”. Niestety parę dni wcześniej organizatorzy zmienili trasę, które wydłużyły bieg do 82km i przewyższeniu 3500m. Dosyć spora różnica, jak na początkującego ultra biegacza z cukrzycą.
Godzina 2:00 pobudka, plecak
spakowany, monitoring glukozy w postaci glukometru Libre, Ipro 2 i
oczywiście personalnego glukometru Accu-Chek Performa Combo
sprawdzony, baza w pompie ustawiona na 10%, cukier 230 mg/dl. Tak
przygotowany mogę zacząć bieg.
Podczas biegu testowaliśmy Free Style Libre. |
Drugi etap nie był już taki łatwy
jak pierwszy, kolejne 30km zafundowało nam więcej podejść, w
międzyczasie podczas biegu spasł deszcz, przez to zrobiło się
ślisko, a przed nami pojawiły się zbiegi. Tras zrobiła się
niebezpiecznie śliska, Jerzy w swoich butach z kolcami zbiegał
błotnistą ścieżką na krechę bez problemu, ja podążałem za
nim. Inni zawodnicy mieli spory problem ze stromym zejściem pokrytym
błotem. Kilka osób przede mną zaliczył upadek. Dzięki takiej
taktyce sporo nadrobiliśmy czasu, lecz niestety ten etap był
wolniejszy od pierwszej części przez spore przewyższenia. Po
dotarciu na przepak znowu badania, posiłek, uzupełnienie płynów,
chwila odpoczynku. Badania wskazywały że pojawiła się u mnie
kwasica, 0,6 to nie tak dużo, ale trzeba było przeciwdziałać i
podnieść bazę do 50%. Również cukry podczas biegu były wysokie,
powyżej 200mg/dl., sporo jak na bieg, ale za to bezpiecznie.
Trzecie etap był ciężki z racji tego, że już odczuwaliśmy zmęczenie, jeszcze na dodatek perspektywa wydłużenia dystansu, która pojawiła się pod koniec drugiego etapu trochę dołowała nas. Z pomiarów GPS wynikało że bieg będzie dłuższy o jakieś 5-6 km, co w efekcie spowodowało że nasz czas dotarcia do mety i ukończenia biegu w regulaminowym czasie już nie był taki oczywisty. Przebiec 5 km po asfalcie, kiedy jestem wypoczęty zajmuje mi jakieś 20-25 min, a w górach przy maksymalnym zmęczeniu może zająć nam nawet 90 min.
Zdołowani tą informacją podążaliśmy
w kierunku mety. Podczas biegu nawiązała się rozmowa z innymi
uczestnikami Rzeźnika, po wymianie informacji i spostrzeżeń
stwierdziliśmy że damy radę dobiec do celu poniżej limitu. Nasze
tempo zwiększyło się, lecz niestety zbiegi, jak i bieg po płaskim terenie już nie
był taki przyjemny jak 40 km wcześniej. Pokonywaliśmy kilometry
licząc czas, 15 km przed metą zatkał mi się dren i musiałem
wymienić go podczas biegu. Nie zatrzymując się wymieniłem go,
niby nic trudnego, lecz w ruchu, na wyboistej drodze trwało to dość
długo. Na szczęście udało się to zrobić bez dodatkowych
problemów. W końcu po długim czasie wybiegliśmy na polanę za
którą znajdował się ostatni odcinek trasy, zobaczyliśmy
tabliczkę informacyjną że pozostało nam zaledwie 3,5 km do końca. Trasa z polany przeszłą na bitą drog na której spotkaliśmy mojego
syna który potwierdził że to już blisko. Przed metą czekali na
nas bliscy, wypatrując nas zniecierpliwieni.
I w taki sposób dotarliśmy na metę
wbiegając Jerzy ze swoją małżonką, a ja za nim z synem Kubą.
Za metą znowu komplet badań, cukier wysoki 320 mg/dl, więc trzeba było podać korektę. Bieg skończyliśmy z czasem 15 godz. 42 min. oficjalny dystans 82 km, z GPS-u 86 km. Jak na pierwszy raz jest to zadowalający wynik, biorąc pod uwagę że jest to bieg partnerski i liczy się wtedy gdy dobiegniemy razem na metę to jest to nie lada wyczyn. Pozostałe dwie nasze drużyny przybiegły wcześniej, wszystkie ukończyły w regulaminowym czasie. Niesamowite.
Dziękuję Mariuszowi "Cukrzyca&Sport" za możliwość wzięcia udziały w tym prestiżowym biegu razem z trzema zespołami " 5000 mnp cukru" jakie tworzyliśmy.
Również dziękuję Jerzemu mojemu
partnerowi za rady i prowadzenie mnie bezpiecznie po bezdrożach
Bieszczad.
Jak widać osoby chore na cukrzycę
mogą uprawiać sport, nawet ten ekstremalny. Zapraszam na mojego
fanpage cukrzyca i sporty ekstremalne, oraz www.sporticukrzyca.pl
Komentarze
Prześlij komentarz